Elektroniczna Kronika Gminy Białaczów.
News Search:
Strona Główna · Historia - czy Hitler był w Białaczowie? · Znani z Białaczowa · Artykuły · Download · Linki · Galeria · OGŁOSZENIAStycze� 24 2025 13:31:36
Obecny adres IP
18.97.14.86
Nawigacja
Statut
Ogłoszenia drobne
Strona Główna
Pogoda - Białaczów
Historia - czy Hitler był w Białaczowie?
Oświadczenie
LKS Białaczów
Kontakt
Szukaj
OGŁOSZENIA
Archiwum newsów
NASZE INICJATYWY
NOSTALGIA BAND
Ostatnie Artykuły
"Przeniknąć siebie...
Melancholia końca r...
Diagnoza stanu rzeczy.
Stracone pokolenie?
Nasze dzieci - nasz...
Użytkowników Online
Gości Online: 7
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 327
Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: Uloni1
Orkiestra dęta
Najnowszy Album


Parczów
Losowa fotografia
Zaprzyjaźnione strony
Szkoła Podstawowa w Białaczowie
Szkoła Podstawowa - Miedzna Drewniana
BIP
Zespół muzyczny ,,Nostalgia Band-Białaczów
Witamy
Informujemy, że strona internetowa EKG Białaczów(stowbial.pl) wykorzystuje do poprawnego działania pliki cookie. Jeśli nie zgadzają się Państwo na ich instalację, prosimy zmienić ustawienia przeglądarki.

Pogoda Białaczów z serwisu Twoja Pogoda


Nasz adres mailowy : [email protected]
Dawne wigilie.
Co roku o tej porze rozmawiamy ze starszymi mieszkańcami naszej gminy o tym jak wyglądały wigilie w okresie ich dzieciństwa i młodości. Pytamy zatem o obrzędy potrawy i uroki tamtych świąt Bożego Narodzenia.
Naszymi rozmówcami w tym roku są uczestnicy Domu Dziennego Pobytu ,,SENIOR WIGOR" W MIEDZNEJ DREWNIANEJ" Placówka powstała w 2015 roku i była pierwszą tego typu placówką na terenie powiatu opoczyńskiego. Już na tzw ,,dzień dobry" odczuwa się w placówce klimat dobra i ciepła. Członkowie Domu ,,Senior Wigor" to ludzie bardzo pogodni i jak sama nazwa wskazuje, pełni wigoru życia. We wspomnieniach o dawnych wigiliach brali udział prawie wszyscy, obecni w tym dniu seniorzy. Prezentujemy wspomnienia troje naszych rozmówców: Pani Jabłońskiej Heleny z Radwana, Pana Brzeskiego Kazimierza ze Skroniny i Pana Biernackiego Czesława z Miedznej Drewnianej














Przygotowania do świąt i Wigilii Bożego Narodzenia rozpoczynały się już na początku grudnia. Każdy z domowników miał określone wcześniej zadania. W domu rodzinnym w Radwanie, oprócz rodziców były 4 córki. Każda z nas wykonywała swoje, ale były też takie zajęcia, jak robienie ozdób choinkowych, które robiłyśmy wspólnie i ochoczo. W domu, z każdym dniem dało się dosłownie czuć atmosferę zbliżających się świat. Tata z mamą bielili ściany wewnątrz domu i wymieniali słomę w siennikach. W kuchni była polepa, więc odświeżano ją, poprzez nasypywanie świeżego piasku. Naszym, czyli dziewcząt obowiązkiem było posprzątanie po odnowieniu chaty. Pamiętam że nasza mama w wolnym czasie czyściła nam dzieciom buciki zimowe, by na święta wyglądały jak nowe. Jak byłyśmy starsze, to wspólnie z mamą piekliśmy chleby i placki w naszej kuchni. Do dziś czuje tamte zapachy chleba i placka. Do obowiązków taty należało przynieść choinkę z lasu i postarać się o ryby. Ryby najczęściej łowiono włokiem w stawie w Żelazowicach. Gdy tata przyniósł świeżą choinkę, zaczęło się tzw ubieranie. W tamtych czasach nie było świecidełek i gotowych ozdób, więc tak jak wcześniej wspomniałam przystępowałyśmy do robienia ozdob i łańcuchów. Na choince oprócz ozdób były zawieszone jabłka, ciastka i obowiązkowo wata przypominająca zaokienny śnieg. Z wosku były świeczki. W wigilię nakrywałyśmy stół białym obrusem, pod którym, na środku było sianko. Na sianku obowiązkowo był opłatek, chleb i pieniążek. W pokoju, w jednym z rogów, zawsze w tym czasie tata stawiał wiązkę słomy, którą po świętach, symbolicznie, okręcał drzewka owocowe.
Przywiązywaliśmy uwagę do pojawienia się pierwszej gwiazdy na niebie. Wtedy, właśnie rozpoczynaliśmy wieczerzę .Jeśli chodzi o potrawy wigilijne to były pierogi z kapustą i grzybami , kapusta z grochem, barszcz i kompot.
Na koniec chce zaznaczyć że tamte święta miały bardziej religijny wymiar i były momentem pojednania i przebaczania.



Nasza rodzina była bardzo liczna, ale rodzice bardzo przywiązywali wagę do tradycji w tym czasie. Do dziś obowiązuje powiedzenie, że jaka wigilia taki cały rok. Więc bardzo uważaliśmy by nie nagiąć czego co skutkować będzie w przyszłości. Powiem szczerze, że nie byłem grzeczny chłopcem. ale bardzo bałem się konsekwencji tego dnia, więc starałem się nie rozrabiać. W przeddzień wigilii każde z nas musiało się wykapać. W wigilię, tuż przed wieczerzą ubieraliśmy się elegancko i dopiero można było zasiadać do stołu wigilijnego. Ale zanim zasiedliśmy, do tradycji należała modlitwa przed świętym obrazem. Po modlitwie łamaliśmy się opłatkiem i składaliśmy sobie życzenia, ponieważ było nas w domu sporo, to i same życzenia zajmowały sporo czasu. Jeśli chodzi o potrawy wigilijne to przeważnie była to kasza. Była jaglana, jęczmienna, gryczana, okraszone cebulką i olejem lnianym. Był barszcz czerwony i obowiązkowo rybka. Tylko zamiast karpia był szczupak i węgorz. Skąd takie ryby? Ze stawu hodowlanego w Petrykozach. który był przy młynie. Wspomnę tylko że w tamtych czasach młyn miał turbinę wodną, i jako nieliczni w tamtych czasach mieliśmy prąd.
Mam bardzo przywiązywała wagę do 12 potraw na stole wigilijnym, i jak pamiętam to zawsze ich było tyle ile nakazywała tradycja.









Ja nie pochodzę z tych stronach więc mam trochę inne wspomnienia. Przede wszystkim w czasach okupacji hitlerowskiej, wigilie i święta obchodzone były w ciągłym strachu. Nie można było o zmroku oświetlać pomieszczenia mieszkalne i kontaktować się między rodzinami. Było nas czworo rodzeństwa (ja z bratem i dwie siostry) i tak jak mówili ,moi poprzednicy, był i u nas podział obowiązków. Choinkę tata kupował na jarmarku, którą dekorowaliśmy wydmuszkami z jajek, papierowymi zabawkami, ciastkami upieczonymi przez mamę. Po wojnie było już trochę lepiej więc pojawiały się cukierki. To dopiero była radość i pilnowanie żeby nikt nie zdjął cukierka z choinki. Na stole wigilijnym, jak pamiętam zawsze podstawowym daniem oprócz barszczu były racuchy pieczone na oleju rzepakowym. Była też kasza jaglana. Miejscowość, w której mieszkałem nazywała się Stodoły, ale wbrew nazwie była to zamożna wieś .Wspólnota była w posiadaniu własnej olejarni, w której tłoczono olej. Były żarna do mielenia zboża. Z racji wieku, uciekły mi już z pamięci obrazy z tamtych okresów świątecznych i
wigilijnych.









Rozmawiał: Zbigniew Szpoton

Historia utworzenia Straży Pożarnej w Białaczowie
W związku z przypadającą w przyszłym roku 120 rocznicą powołania do życia Ochotniczej Straży Pożarnej w Białaczowie, przypominamy historię jej utworzenia. Materiał pochodzi z publikacji dr Tadeusza Wojewody- ,,Almanach świętokrzyski" seria II, podtytuł ,,Zygmunt Broel-Plater. Gospodarz dóbr białaczowskich, działacz społeczny, polityk ziemiański"

(...) ,,Należy przyjąć ,że objęcie przez białaczowskiego hrabiego funkcji prezesa straży pożarnej w Białaczowie nie było tylko wizerunkowym zabiegiem. Wiele wskazywało na to, iż uważał on straż za istotny czynnik nowego porządku społecznego, jaki zaczynał wyłaniać się na wsi polskiej po wydarzeniach lat 1905-1907. Istnieje dokument skierowany do Rządu Gubernialnego Radomskiego, zawierający prośbę o zgodę na utworzenie we wsi straży pożarnej. Wkrótce otrzymano pozytywną odpowiedz, co umożliwiło podjęcie dalszych kroków, to znaczy zorganizowanie ogólnego zebrania, wybór zarządu i prezesa. Został nim Z. Broel-Plater. Wykonywanie związanych z tą funkcją obowiązków przynosiło mu dużą satysfakcję. Hrabia wsparł finansowo budowę remizy, która służyła także jako sala prób orkiestry strażackiej i miejsce zabaw tanecznych. Wyasygnował pewną kwotę na zakup sprzętu gaśniczego. Wreszcie z relacji białaczowian wynika, że prezes osobiście brał udział w akcjach straży. W niektórych wyjazdach do gaszenia pożarów uczestniczyła także jego żona. Straż pożarna pod prezesurą Z.Broel-Platera funkcjonowała także w okresie międzywojennym"
Zdjęcie poglądowe pochodzące z obcych zbiorów, strażackiego wozu konnego, wyprodukowanego w 1905 roku, jaki na wyposażeniu dawnej straży miła jednostka w Białaczowie. Dla młodszego pokolenia uzupełniamy informacje o tym gdzie mieściła się Straż Pożarna w Białaczowie. Remiza strażacka o której wspomina Tadeusz Wojewoda, mieściła się w tym samym miejscu, gdzie współcześnie znajduje się, no właśnie co?, ale umówmy się że świetlica. Był to drewniany budynek ze sceną. Autor komentarza pamięta jak na środku remizy stał, podobny jak na zdjęciu, konny wóz strażacki. W latach 70-tych ubiegłego wieku, budynek uległ metamorfozie a po straży pozostały tylko wspomnienia. Może ktoś ma wiedzę gdzie znajduje się ten sprzęt. Być może ktoś dysponuje zdjęciami.

Cyfry 0 i 5 są jednak przyjazne OSP w Białaczowie. Przypomnijmy- 1905 rok to rok utworzenia straży pożarnej, natomiast rok 2005 to czas reaktywacji Ochotniczej Straży Pożarnej. Inicjatorami współczesnej jednostki OSP byli: Dziedzic Józef-Marian, Włodarski Andrzej, Paduch Teresa, Goworek Stanisław, Taraska Jerzy, Watychowicz Piotr, Jaworski Marek. Być może kogoś przeoczyłem, to proszę o korektę.

Zbigniew Szpoton




,,GOSPODARZ DÓBR BIAŁACZOWSKICH" Część2

,,Jakkolwiek dla określenia dokonań Z. Broel-Platera trudno użyć przymiotnika ,,wybitne", to przecież bez wątpienia należy uznać je za ,,znaczące. Były takimi choćby ze względu na skalę działania właściciela dóbr białaczowskich. Owe dobra obejmowały obszar 5177 ha (1923r), były więc największymi w powiecie opoczyńskim i jednymi z największych w województwie kieleckim. Pozycję największych zachowały także po tym, jak reforma rolna i sprawa serwitutów uszczupliły stan posiadania białaczowskich Platerów. Na ich obszarze znajdowały się browary, gorzelnie, młyny i cegielnie, co dodatkowo powiększało wagę gospodarczą posiadłości. Znaczenie i rozpoznawalność Z. Broel-Platera wynikały także z przynależności do rodu, który wprawdzie nie był rodzimy, pochodził z Westfalii, zaś przybył do Polski z Inflant w XVI w.-ale którego członkowie szybko polonizowali się. Będąc wojewodami ,marszałkami, czy wreszcie ministrami na dworze królewskim, zapisywali piękne karty w dziejach narodu i państwa polskiego"
,,Ważnym elementem zainteresowań Z. Platera była hodowla koni. Był właścicielem stada liczącego ponad 100 sztuk. W okresie I wojny światowej właściwie przestało ono istnieć. Najpierw wierzchowce po początkowych wahaniach ofiarował Legionom. Pozostałe konie stopniowo rekwirowała armia rosyjska, austriacka, niemiecka, pózniej także polska. Po zakończeniu działań wojennych dziedzic białaczowski przystąpił do odbudowy potencjału swojego majątku. Ponieważ faktyczna likwidacja stada koni pociągowych utrudniała gospodarowanie na dużym areale, Plater postanowił sięgnąć po pożyczkę 500 tys marek na zakup pługów motorowych. W majątku, ze względu na słabe gleby, dominowała uprawa żyta i owsa. Zboża nie przynosiły dużych dochodów, przy tym grunty orne zajmowały nieco ponad 20% ogółu powierzchni dóbr. Inaczej rzecz się miała z ziemniakami. Ich produkcja wykazywała tendencję wzrostową, jako że stanowiły one podstawowy surowiec dla pracy gorzelni. W okresie międzywojennym gorzelnia w Białaczowie stała się jednym z najnowocześniejszych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów zakładem produkcyjnym- niezależnie od koniunktury przynosił spore dochody"
,,Kolejnym elementem gospodarki białaczowskiej były stawy hodowlane. Miały one zajmować około 20 ha. Ryby z białaczowskich stawów dostarczano na dworskie stoły. Wreszcie wspomnieć należy o rozległym sadzie, założonym jeszcze przez Małachowskiego, a odnowionym przez ojca Zygmunta"
,,W drugiej połowie lat 20, Z. Broel-Plater zaczął przymierzać się do realizacji wielkiego projektu, mianowicie wytwórni wyrobów ceramicznych. Był to pomysł wpisujący się w lokalną tradycję przemysłową, jako że na terenie powiatu opoczyńskiego wyroby z wypalanej gliny wytwarzano właściwie ,,od zawsze", wykorzystując występujące tu złoża surowca. Inwestycje poprzedziło gromadzenie środków finansowych, Zaciągnięto pożyczki bankowe ,sprzedano część majątku m.in lasy, młyn w Parczówku, oraz niewielkie posiadłości na Lubelszcyznie. Uszczuplono też zasoby finansowe zgromadzone na potrzeby wywianowania córek- za ich zgodą. Przygotowano również grunt pod budowę fabryki, przeznaczając na ten cel część folwarku Skronina. Aby ułatwić wywóz wyprodukowanych towarów, połączono budowany zakład bocznicą z linią kolejową Skarżysko-Koluszki. Plan biznesowy oparto na prostym założeniu. Liczono że wyprodukowaną cegłę kupią chłopi, zastępując drewniane chaty i zabudowania, murowanymi budynkami. Pierwotnie planowano produkcję 500 tys cegieł miesięcznie. Niestety, tego poziomu nie udało się osiągnąć. Popyt na wyroby ceramiczne był znacznie mniejszy od planowanego. Jakie były tego powody?. Przede wszystkim niedobry okazał się czas, w którym cegielnia rozpoczęła produkcję. Zakłady uruchomiono w listopadzie 1929 roku, a więc wkrótce po tym, jak nastąpiło tąpnięcie na giełdzie papierów wartościowych w Nowym Jorku. Rozpoczął się wielki kryzys ekonomiczny. Obrócił on wniwecz wszelkie plany i nadzieje związane ze sztandarową inwestycją Platerów. W konsekwencji 25 pazdziernika 1932 roku sąd okręgowy w Radomiu ogłosił upadłość zakładu. Zadłużenie cegielni okazało się tak wielkie, że wyrokiem sądu obciążono także majątek hrabiego Zygmunta. Aż do śmierci w 1934 r. Zygmunt dążył do odzyskania kontroli nad firmą i ogólnie całym majątkiem. Bezskutecznie. Zadłużenie, które obciążało Białaczów, udało się częściowo umorzyć, zrestrukturyzować i częściowo spłacić synowi i następcy, Ludwikowi."


Był to drugi fragment z publikacji dr Tadeusza Wojewody - ,,Zygmunt Broel Plater. Gospodarz dóbr białaczowskich, działacz społeczny, polityk ziemiański"

Z.S
,,GOSPODARZ DÓBR BIAŁACZOWSKICH" Część I
Ukazała się dawno oczekiwana, przynajmniej przeze mnie, publikacja autorstwa dr Tadeusza Wojewody na temat reformatorskich dokonań Zygmunta Broel Platera na ziemiach białaczowskich. Artykuł został opublikowany w drugiej już serii ,,Almanach świętokrzyski", wydanego przez Polskie Towarzystwo Historyczne, Oddział w Skarżysku- Kamiennej.
Z publikacji dowiadujemy się i znajdujemy potwierdzenie, że lokalnym reformatorem, inwestorem zakładów przemysłowych na naszych ziemiach w tamtym czasie, był nikt inny, jak Zygmunt Broel- Plater. Dlaczego to podkreślam. Otóż chcę zadać kłam narracji niektórych mieszkańców naszej gminy, jakoby autorem rozwoju przemysłowego Białaczowa był Stanisław Małachowski. Z publikacji dr Wojewody nie wynika wprost, że marszałek Sejmu Czteroletniego nie przyczynił się do promocji naszych ziem (Pałac i Ratusz), ale to rodzinie Platerów należą się peany, za to jak gospodarczo rozkwitał Białaczów.
Kilka słów o autorze publikacji:



,,Z POWODÓW OSOBISTYCH PODEJMUJE SIĘ PRÓBY WYPEŁNIENIA LUK W HISTORIOGRAFI A TAKŻE MAM NADZIEJĘ ŻE PRZYCZYNIĘ SIĘ W TEN SPOSÓB-CHOĆBY W MINIMALNYM STOPNIU- DO PRZYWRÓCENIA OBECNYM MIESZKAŃCOM BIAŁACZOWA PAMIĘCI O CZŁOWIEKU, KTÓRY TAK WIELE UCZYNIŁ DLA DOBRA MIEJSCOWEJ SPOŁECZNOŚCI"


TADEUSZ WOJEWODA- ur. 03/01/1957 r w Częstochowie. Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, Wydziału Nauk Społecznych. Studia Podyplomowe z Religioznawstwa ukończył na Uniwersytecie Warszawskim. W 2004 roku, na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach, obronił tytuł doktora. Pracował w szkolnictwie podstawowym i średnim (Białaczów, Skarżysko-Kamienna). Pomysłodawca utworzenia Polskiego Towarzystwa Historycznego -Oddział Skarżysko-Kamienna.
Miłośnik jazzu. Wieloletni perkusista zespołu ,,Nautilus" Mieszkaniec Białaczowa i Skarżyska-Kamiennej



,,ZYGMUNT STEFAN MARIAN BROEL-PLATER urodził się 5 sierpnia 1870 roku w Jurkowie (powiat kościański) Zgodnie z tradycją właściwą ziemiaństwu, pierwsze nauki pobierał w domu rodzinnym. W 1888r, Zygmunt zdała maturę i rozpoczął studia na Uniwersytecie Monachijskim. W tym czasie-przypomnijmy-jego ojciec. Ludwik, stał się właścicielem dóbr białaczowskich (po śmierci Stanisława Małachowskiego, dotychczasowa właścicielka dóbr, bezdzietna Hortensja Małachowska, nie czując się związana z Białaczowem, zapisała je w testamencie swojemu SIOSTRZEŃCOWI, Ludwikowi Broel-Platerowi.) Nowy właściciel wszedł w posiadanie majątku dużego wprawdzie, ale mocno zadłużonego. Zakrzątał się koło spraw ekonomicznych na tyle skutecznie, że majątek białaczowski zdjęto z licytacji. Ludwik dbał o przejęte od Małachowskich dobra białaczowskie. Wprowadzał nowinki techniczne, tak w rezydencji, jak i w gospodarstwie, m.in. zainstalował urządzenie, które wówczas robiło furorę w zamożnych warstwach społecznych, mianowicie telefon. Rezydencję, pierwotnie skrojoną na potrzeby samotnego marszałka Sejmu Czteroletniego Stanisława Małachowskiego, wyremontował i rozbudował. W połowie lat 90-tych, wybudował przy gorzelni w Wąglanach zakład rektyfikacyjny oraz młyn w Petrykozach. Od 1900 r. ze względu na zły stan zdrowia, także psychicznego, Ludwik Broel-Plater przekazał zarządzanie majątkiem w Białaczowie, swojemu najstarszemu synowi- Zygmuntowi. Wówczas Białaczów, rodzina Platerów traktowała jako gniazdo rodzinne. Zarządzając majątkiem, Zygmunt działał w organizacjach społecznych i wchodził w świat polityki-choć publicznie deklarował że nie jest politykiem"

Dalsza część- już wkrótce

Zbigniew Szpoton

TWÓRCY-PASJONACI
Prezentujemy prace twórców, amatorów zamieszkujących w naszym mieście i gminie. Tym samym zwracamy się z prośbą o przesyłanie na nasz adres mailowy propozycje prac innych twórców-pasjonatów. Nasza publikacja materiałów nie ma charakteru komercyjnego, tak więc nie podajemy informacji adresowych a tym bardziej cenowych.

Dziś propozycje prac twórców-pasjonatów:

ROBERT KUJAWSKI. Mieszkaniec Wąglan. Swoją pasję twórczą rozpoczął od modelarstwa. Jego prace modelarskie przedstawia pierwsze ze zdjęć. Dziś postawił na inny materiał twórczy, czyli drewno, a konkretnie deska i żywica. W swojej pracowni, w zaciszu domowym , w czasie wolnym od zajęć zawodowych i rodzinnych, tworzy zegary, stoliki, tace, podstawki. Swoje prace wystawia na sprzedaż na portalach internetowych.



DIANA TARASKA- Mieszkanka Białaczowa. Jej pasja to malarstwo i ozdoby świąteczne. A że przed nami okres świąt bożonarodzeniowych, prezentujemy prace związane z tym okresem.


To tylko część prac, jakie nasi twórcy postanowili pokazać naszym czytelnikom. Osoby zainteresowane pracami a także zakupem jakiegoś ,,dzieła" odsyłamy na profile facebookowe naszych bohaterów

Zbigniew Szpoton
,,PSZCELARSTWO WCIĄGA"

Należy do jednych z najmłodszych pasjonatów pszczelarstwa w naszym województwie. Od kiedy odziedziczył tą pokoleniową tradycję, rozwinął produkcję miodu i produktów pszczelich, Otworzył działalność gospodarczą, dostarczając swoje produkty nie tylko lokalnym odbiorcom i konsumentom. W jego podwórkowym sklepiku możemy znalezć całą gamę produktów pszczelich, Co jakiś czas Pan Paweł poszerza swoją ofertę, proponując np. miody z dodatkiem owoców i ziół a nawet czosnku. Jego produkty możemy podpatrzeć na stronie internetowej www. świat- pszczol.pl.
Pan Paweł Szafran nie należy do ludzi zamkniętych i skupionych na własnym celu. Jest zaangażowany w sprawy społeczne miasta i gminy Białaczów, dbając przy tym o promocję tego środowiska. W najnowszej bożonarodzeniowej ofercie (zdjęcia poniżej) znajdziemy propozycje prezentów, które możemy nabyć w jego sklepiku lub przez internet. A oto co ON sam mówi o sobie i swojej pasji:


Pszczoły w naszej rodzinie są obecne od zawsze
,,Pszczelarzem jestem ja, był nim mój ojciec, dziadek, i jego ojciec a mój pradziadek. Z opowieści dziadka i ojca pamiętam, że pradziadek jeszcze przed wojną miał około 50 uli w okolicach Pacanowa.
Koleje losu i wojny rzuciły dziadka już w okolice Białaczowa, gdzie postanowił się osiedlić i zająć pszczelarstwem. Pamiętam opowieść o przewiezieniu uli z pszczołami na wozie konnym do nowego domu.
Dziadek w pszczelarstwo wciągnął mojego ojca. W tym momencie pasieka miała już około 80 uli różnych typów. Od uli warszawskich po ule wielkopolskie stojaki, leżaki.
Minęło kilkadziesiąt lat i w pszczelarstwo ojciec wciągnął mnie. Szło z oporami, na początku bałem się pszczół. Ale po przełamaniu pierwszych lodów, wyciągnięciu niezliczonej liczby żądeł z chyba każdej części ciała nie wyobrażam sobie życia bez obecności w nim pszczół. Jest to miłość trudna i wymagająca, bo i one są wymagające i nietolerujące błędów. Ale dająca jakże dużo satysfakcji i radości kiedy widzi się tańczące na plastrze czy wylotku pszczoły.

Obecnie pasieka liczy około 400 uli i stale się powiększa. Są to w głównej mierze ule styrodurowe wyprodukowane u nas. Na przestrzeni tych wszystkich lat wszystkie ule obecne w naszych pasiekach robiliśmy sami. Począwszy od drewnianych uli warszawskich leżaków, przez drewniane ule wielkopolskie a obecnie ule ze styroduru. Ostatnio coraz częściej z braku czasu w pasiece są obecne ule z poliuretanu i styropianu.
Jak powstał Świat Pszczół?
Kilka lat temu wychodząc naprzeciw oczekiwaniom wielu osób, które widziało nasze ule, postanowiliśmy uruchomić ich produkcję dla innych osób zainteresowanych lekkimi i trwałymi ulami za rozsądne pieniądze. Tak powstał Świat Pszczół, gdzie sprzedajemy nasze miody i produkty pszczele, miody z dodatkiem owoców i ziół, a ostatnio ciągle poszerzamy asortyment o np: ule poliuretanowe, czy ule drewniane, a także inny pomocny asortyment akcesoriów pszczelarskich. A także zestawów prezentowych czy suplementów diety i kosmetyków z produktów pszczelich."




Zbigniew Szpoton
Problemy zespołu pałacowo-parkowego w Białaczowie
Zaniepokojony marazmem trwającym prawie 30 lat, a dotyczącym zespołu pałacowo-parkowego w Białaczowie, wystosowałem maila do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Łodzi. Oto fragmenty:

,,Od trzech dekad trwa spór prawny o prawa własności do XVIII wiecznego pałacu i zabytkowego parku okalającego pałac. Ta perełka architektoniczna powiatu opoczyńskiego umiera i nawet niewielkie nakłady, jakie ponosi dzierżawca, czyli starostwo powiatowe, nie uchroni pałacu, a zwłaszcza parku przed zapomnieniem. Ostatnio, pozwoliłem sobie zwiedzić park pałacowy. Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, kiedy nie mogłem dotrzeć do miejsc, które kiedyś można było zwiedzić tzw suchą stopą. W parku pałacowym zagościły się bobry, które na każdym kroku tworzą rozlewiska błotne. Wartościowe, z punktu widzenia historycznego i archeologicznego obiekty, jak choćby ,,glorieta" czy posągi pozostają usytuowane w bocie i wodzie. Również drzewostan, rzadkich odmian drzew i krzewów ulega procesowi gnilnemu.
Innym ważnym problemem tego miejsca, są korytarze podziemne, wychodzące z dawnego zamku (dziś ruin) rodziny Odrowążów. Tak, z cała pewnością twierdzę że Białaczów skrywa 2 lub 3 korytarze prowadzące z tamtego miejsca co centrum miasta. Potwierdziłem ten fakt, wywiadami z osobami, które w latach 50 ubiegłego wieku penetrowały te miejsca."
..............

,,Proponuję by pracownicy Waszego Urzędu odbyli sesję wyjazdową do Białaczowa, i tu na miejscu dokonali właściwej oceny sytuacji stanu zabytków. Ja służę pomocą i pośrednictwem."
Zbigniew Szpoton


A co na to Pani Konserwator?


,,Kwestia szkód wyrządzonych przez bobry jest sprawą dość problematyczną ze względu na ochronę tego gatunku i wymaga zgłoszenia sprawy do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Niemniej, niszczenie zabytkowego parku słusznie wymaga przeprowadzenia kontroli i podjęcia dalszych kroków w celu poprawy sytuacji tego zespołu zabytków.
Zgłoszenie dotyczące niszczenia zabytkowego parku już zostało przekazane do odpowiedniego wydziału merytorycznego w tut. Urzędzie."


W kwestii eksploracji podziemnych korytarzy Pani Konserwator pisze:

,,Pragnę odnieść się także do tematu związanego z pałacem Małachowskich w Białaczowie: do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi nie wpłynął wniosek na badania wykopaliskowe na terenie wyżej wzmiankowanego zespołu. Nie posiadamy potwierdzonych informacji o istnieniu tuneli łączących ruiny wzmiankowanego przez Pana zamku z centrum miasta".

Z poważaniem
Anna Michalak
Łódzki Wojewódzki Konserwator Zabytków



W rozmowie członkiem ekipy programu telewizyjnego ,,Było nie minęło", uzyskałem informację zaprzeczającą jakoby nie wpłynął wniosek o przeprowadzenia badań archeologicznych na terenie parku pałacowego w Białaczowie. Wniosek taki został złożony jesienią 2022r, jednak producenci tego programu nie uzyskali zgody od ŁWKZ. Ekipa ,,Było nie minęło" złoży ponownie taki wniosek.


FOTORELACJA ZE SPACERU PO PARKU


ciąg dalszy: (wejdz w zakładkę ,,czytaj więcej")


Inicjatywa warta wsparcia.
Do redakcji ,,EKG Białaczów" wpłynęła prośba inicjatorów akcji zbiórki pieniężnej, na jakże szlachetny cel, a mianowicie renowację nagrobka zamordowanych w roku 1943, rodziny Serwatków, mieszkańców Skroniny.

,, Dzień dobry, będę wdzięczna za opublikowanie informacji o zbiórce na rzecz renowacji nagrobka pomordowanych mieszkańców naszej gminy. Dziękuję.
Uratujmy od zapomnienia spaloną żywcem podczas wojny rodzinę Serwatków że Skroniny. Pomóż odnowić ich miejsce pochówku.
Dziękujemy za każdą wpłatę i udostępnianie."

Przypomnijmy:

15 marca 1943 roku we wczesnych godzinach porannych w Skroninie hitlerowcy dokonali pacyfikacji wsi. Przyczyną było podejrzenie mieszkańców o współpracę z oddziałami partyzantów. Aresztowanych zgromadzono przed domem Stanisława Serwatki, który prowadził we wsi olejarnię. Tego tragicznego dnia Niemcy w bestialski sposób zamordowali co najmniej 18 osób. Część z nich została spalona żywcem w domu Państwa Serwatków oraz budynkach olejarni. Wśród pomordowanych była cała rodzina Stanisława Serwatki: żona Helena (33 l.), oraz dzieci: Zbyszek (12 l.), Danusia (10 l.), Miecio (8 l.) i Wiesio (5 l.). Sam pan Stanisław został aresztowany i wywieziony do niemieckiego obozu zagłady w Auschwitz. Po powrocie z obozu postawił on swoim bliskim skromną mogiłę o którą dbał póki żył.

Dziś nie żyje już nikt z bliskich tej rodziny, a o ich mogiłę dbają nieliczni mieszkańcy, którzy wciąż pamiętają tragiczny los tutaj pochowanych. Wkrótce i oni odejdą, a wraz z nimi pamięć o spalonej żywcem rodzinie Serwatków. Mamy moralny obowiązek zatroszczyć się o ich miejsce spoczynku by uczcić pamięć i ocalić od zapomnienia tragiczne wydarzenia z 15 marca 1943 roku. Niech odnowiona mogiła przez kolejne dziesięciolecia skłania odwiedzających Cmentarz Parafialny w Pertrykozach do refleksji i modlitwy za tych, za których nie ma się już kto modlić.




pomagam.pl/kggrc3

Jak dokonać wpłaty? To proste. Wystarczy skopiować i otworzyć poniższy link, a następnie dokonać wyboru kwoty i formy wpłaty. Na dziś wpłaciły 23 osoby. Uzbierano 1870 zł

pomagam.pl/kggrc3

NAUKA GRY NA GITARZE


Nauka gry na gitarze dla początkujących (nie jest konieczne posiadanie
własnego instrumentu)
Możliwy dojazd do osoby zainteresowanej.

Szczegóły: Tel 570 193 157
Nieznane fakty historyczne- deportacja Żydów w Białaczowie
27 października 1942 r. miała miejsce największa wywózka Żydów z opoczyńskiego getta, którą objęto około 3000 osób. Punkt zbiorczy wywożonej ludności żydowskiej zorganizowano przy moście na rzeczce Wąglance. Tam też odbierano, przygotowane na podróż, bagaże i kosztowności. Stamtąd popędzeni zostali na dworzec kolejowy w Opocznie, załadowani do wagonów i wywiezieni do obozu zagłady w Treblince.

Dzięki uprzejmości Pana Pawła Ulowskiego, pasjonata historii naszej gminy, przedstawiamy fragmenty zapisu z przesłuchania świadka tamtych szarych i smutnych dni, który relacjonuje przebieg aresztowania i wywózki białaczowskich Żydów do opoczyńskiego getta. Wspomnieć należy że przed II wojną światową, naszą gminę zamieszkiwało ok. 190 osób wyznania mojżeszowego.

Zamieszczone zdjęcie pochodzi ze zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej.


Protokół datowany jest dniem 19 września 1948 roku.
Osoba przesłuchiwana -świadek to Gorzałczyński Stanisław syn Stanisława i Franciszki z d. Podgrodzka


,,W sprawie rozstrzelania 9 Żydów, jesienią 1942 roku, wiem to że w godzinach rannych (dokładnej daty nie pamiętam), zjechała do Białaczowa grupa żandarmów, gestapo i Ukraińców, celem wywiezienia Żydów z osady Białaczów do miejsca zboru w Opocznie. Nadmieniam że pracowałem wówczas w Zarządzie Gminy Białaczów, i przyszedł po mnie policjant granatowy, abym poszedł do biura, W drodze, na ul. Zakrzowskiej, napotkałem dopiero co zabitego staruszka Żyda, zastrzelonego (o nieznanym mi nazwisku), za to , iż za wolno szedł na miejsce zbiórki. Dalej widziałem, jak bito kolbą po plecach Żydówkę, staruszkę lat ok 90, przy czym przykładał jej KB do głowy mówiąc ,,Nie podnoś się ty stara ku..." Po przyjściu przed Zarząd Gminy, zobaczyłem zgromadzonych już ok 600 Żydów, których władowano na wozy. Starszych, względnie chorych, wsadzili na wozy młodzi, a ci bez przerwy byli bici przez żandarmerię, raz za to że za szybko ładowali na wóz, to znów za to że za wolno.
W tym czasie przyprowadzono dwie młode Żydówki, o nieznanym mi nazwisku, do których doszło dwóch żandarmów, a jeden z nich rozpruł bagnetem sukienkę i bieliznę, by zrabować ukryte złoto i pierścionki. Następnie uderzył jedną z nich w głowę, że była nieprzytomna, a po oblaniu ją wodą, kazał wsadzić na wóz. W godzinę po odjezdzie transportu, przyprowadzono do aresztu gminy przez volksdeutscha Orwata (który obecnie wraz z rodziną nie żyje) czterech Żydów, a między nimi mężczyznę dorosłego z małą córką i kobietę z małym synem. Po paru minutach nadjechał żandarm Kunce, który kazał wyprowadzić zatrzymanych z aresztu przed budynek gminy, i tu Żyda z córką zastrzelił pistoletem. Żydówka, do której strzelał z broni krótkiej trzy razy, w samoobronie stawiała opór, a synowi jej, który leżał ze strachu na ziemi, strzelił w tył głowy. Następnie, do już zabitych, powtórnie strzelał w głowę z karabinu, po czym obrabowawszy ich, odjechał. Na tym protokół zakończono i podpisano."


Z. S



Z historii Białaczowa.

85 lat temu na lotnisku polowym w Białaczowie, lądował samolot, na pokładzie którego obecni byli Hitler i Himmler. Dziś, przypominamy artykuł z 2019 roku, autorstwa doktora historii, mieszkańca Białaczowa, Tadeusza Wojewody, opisujący to wydarzenie.


,, Wydarzyło się to 10 września 1939 r. Fakt pobytu wodza III Rzeszy w Białaczowie odnotowany został w szeregu opracowań dotyczących wojny na Kielecczyźnie i na ziemi opoczyńskiej. Co jeszcze ważniejsze, ów epizod zaświadczają dokumenty i relacje na tyle dokładne, że można pokusić się o jego szczegółowe odtworzenie.
Przed rekonstrukcją wydarzeń z białaczowskiego września 1939 r. warto jednak zadać pytanie ogólnej natury, przy tym odnoszące się bardziej do sfery aksjologii niż historii. Mianowicie chodzi o to, czy w ogóle powinniśmy zajmować się wypełnianiem bardzo drobnych luk w wojennej biografii arcyzbrodniarza, jakim był Adolf Hitler? Czy w ten sposób mimowolnie nie dokładamy własnej cegiełki do takiej konstrukcji poznawania przeszłości, w której fascynacja detalem historycznym zastępuje i wypiera pytania o sens dziejów, o racje moralne i historyczne? Moim zdaniem ryzyko takie istnieje, ale mimo to warto i trzeba zapełnić tę kartę historii, która powstała na zetknięciu się – przez krótką chwilę - losów spokojnej osady z drogą życiową nazistowskiego dyktatora. Warto i trzeba, ponieważ:
1. trudno wyobrazić sobie uprawianie regionalistyki bez zagłębiania się w szczegóły
1. społeczności lokalne mają prawo poznawać wszystkie karty swoich dziejów
2. pojawienie się Hitlera można uznać za symboliczną zapowiedź nadejścia mrocznych lat okupacji, czasu zbrodni, grabieży i okrucieństw.
Mówiąc krótko: wiedza o wydarzeniu – tak, jego eksponowanie – nie.
Jak wiadomo, Hitler miał wysokie mniemanie o własnych kompetencjach dowódczych . W 1939 r., w czasie ataku na Polskę, dowodzenie znajdowało się jeszcze w rękach doświadczonego sztabowca, Walthera von Brauchitscha. Niemniej jednak Hitler bardzo interesował się przebiegiem działań wojennych, analizował sytuację na frontach, wielokrotnie udawał się też na inspekcje do walczących wojsk. Między innymi z tego powodu. kwatera führera (Führerhauptquartier) miała charakter mobilny. Do przemieszczania się używano pociągu specjalnego (Führersonderzug) o nazwie „America”. Ochronę wodza III Rzeszy zapewniali żołnierze swoistej gwardii przybocznej – zmotoryzowanego pułku SS Leibstandarte Adolf Hitler. W dyspozycji dyktatora znajdowała się również eskadra lotnicza, dowodzona przez Hansa Baura, jego osobistego pilota, który swoje doświadczenie bojowe zdobywał podczas I wojny światowej. Całym tym zespołem ludzi, wyposażonym w nowoczesny sprzęt, kierował gen. Erwin Rommel, hołubiony później przez propagandę niemiecką dowódca Africa Corps.
W pierwszych dniach wojny Hitler wiele uwagi poświęcał zmaganiom na Pomorzu. W trakcie jednej z podróży inspekcyjnych wizytował jednostki XIX Korpusu Pancernego walczącego w Borach Tucholskich Pod koniec pierwszego tygodnia wojny kwatera przemieściła się do Ilnau (dzisiaj Oława) pod Opolem. Stąd Hitler wyruszał na kolejne inspekcje frontowe. Na trasie pierwszej z nich znalazło się polowe lotnisko w Białaczowie.
Tutaj 10 września wczesnym rankiem dotarł rzut kołowy kwatery, a nieco później, około godziny 10 lądował samolot transportowy Ju 52 z Hitlerem i Himmlerem na pokładzie.
Jak doszło do tego wydarzenia i jaki był jego przebieg? W tym miejscu należy odwołać się do sygnalizowanych wcześniej opracowań i źródeł. Niewątpliwie podstawowym źródłem jest książka „Auf den Straßen des Sieges” („Na drogach zwycięstwa”), wydana w Monachium w 1940. Publikację firmował swoim nazwiskiem Otto Dietrich, choć formalnie stanowiła ona rezultat pracy pięciu autorów. Książka Dietricha zawiera opis podróży inspekcyjnych odbytych przez Hitlera w czasie działań wojennych w Polsce w 1939r. „Na drogach zwycięstwa” to wytwór propagandy nazistowskiej, toteż w książce znajdziemy liczne fragmenty sławiące waleczność niemieckich żołnierzy i niezawodność niemieckiej techniki wojskowej. Natomiast Polska przedstawiana jest jako kraj drewnianych chat, złych dróg będących właściwie bezdrożami, wreszcie prymitywnych wieśniaków wyzyskiwanych przez ziemian. Autorzy chętnie odwołują się do stereotypów np. jeden z rozdziałów nosi tytuł „Polnische Wirtschaft” („polska gospodarka” – synonim. zacofania i bałaganu.). Ale oprócz warstwy propagandowej książka zawiera wiele istotnych informacji, których rzetelność nie budzi zastrzeżeń, w szczególności dotyczących tras inspekcyjnych oraz związanych z nimi wydarzeń. Dietrich i jego współpracownicy uczestniczyli w wyjazdach Hitlera na front i nie mieli żadnego interesu, by pisać nieprawdę o wspomnianych wyżej kwestiach. Dotyczy to także interesującej nas trzeciej wyprawy inspekcyjnej.
Jej przebieg potwierdza inne źródło, mianowicie Sprawozdanie grupy frontowej (tak w tłumaczeniu, T. W) za okres od 9 września 1939 do 27 września 1939 r. Kopia dokumentu, przetłumaczona na język polski przez p. Władysława Naruszewicza., udostępniona została na stronie EKG w 2010 r.. Zasługi p. W. Naruszewicza na rzecz poznawania wojennych losów ziemi opoczyńskiej nie ograniczają się do wydostania i translacji dokumentów z niemieckich archiwów. Jest on także autorem książki „Wspomnienia łodzianina” (wyd. Warszawa 2001) oraz artykułów, mających związek ze sprawą pobytu Hitlera w Białaczowie. („Polska Zbrojna”, 1991)
O lądowaniu w Białaczowie samolotu z nazistowskimi przywódcami wspomina także Jan Garbacz ( „Dni września 1939 r. na ziemi koneckiej”, Końskie 1994). Warto wreszcie przytoczyć opinię Stanisława Meduckiego dotyczącą białaczowskiego epizodu w podróży inspekcyjnej Hitlera. Odrzuca on argumenty tych, którzy twierdzą, że wódz III Rzeszy nie mógł ryzykować niebezpiecznej drogi z Białaczowa do Kielc, zatem musiał lądować w Masłowie. „Drań to był okropny, ale nie można powiedzieć, że tchórz” - zauważa kielecki historyk.
Podsumowując dotychczasowe rozważania: istniejąca baza źródłowa oraz opinie historyków uzasadniają przyjęcie za prawdziwe twierdzenie o pobycie Hitlera w Białaczowie w trakcie trzeciej wyprawy inspekcyjnej
O wyborze miejsc, do których miał się udać, decydowały względy propagandowe oraz rozwój sytuacji na frontach.
ciąg dalszy-wejdz w odnośnik ,,czytaj więcej"

Strona 1 z 113 1 2 3 4 > >>
Opoczno.info
Hitler w Białaczowie?
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Gniazdo Rodzinne
Zamek i pałac
Zamek
Pałac Platerów
Powstanie Styczniowe
Oficjalna strona miasta Opoczno
PLATEROWIE
MUZEUM w OPOCZNIE
Elektroniczna Kronika Gminy Białaczów
Powered by PHP-Fusion © 2003-2006 - Aztec Theme by: PHP-Fusion Themes