|
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 327
Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: Uloni1
|
|
"Samotność jest ciężkim i nieodzownym warunkiem
istnienia."
Joseph Conrad
Wyobraź sobie, ze wracasz znów do swego małego mieszkanka wprost z zatłoczonego hipermarketu, z zakupami dla jednej osoby. Wśród kolorowych półek też byłeś sam, choć otaczało cię mnóstwo obcych przedmiotów i ciał, choć hałas i gwar wypełniały twoje uszy niemal przez cały czas. Czułeś się winny, że tak przemykasz przez ten brzęczący ul i nie potrafisz zaznaczyć swojej obecności. Jak cień. Czułeś, że patrzą na ciebie z dezaprobatą. A ty nie umiałeś wykrztusić słowa. Nawet zwykłego "dzień dobry" lub "dziękuję" do kasjerki pakującej towar do plastikowej reklamówki. Już tego nie potrafisz. Słowa więzną ci w gardle. Są jak twarde, ostre bryły, których nie można przecisnąć przez blade, spierzchnięte usta. Nie pasują do niczego. Ani do ciebie, ani do przestrzeni wokół. Są obce i sztuczne. Zacząłeś się ich bać.
Idziesz nerwowym krokiem w kierunku swego bloku. Z kilkoma siatkami wyglądasz trochę śmiesznie. A twoje nadmiernie krytyczne postrzeganie własnej osoby potęguje tę śmieszność. Twe kamienne schronienie jest już blisko i dlatego czujesz narastający spokój. Przed drzwiami do klatki wyciągasz klucze. Jedna z siatek upada koło twych butów. Niezdara z ciebie. Czemu tak drżą ci ręce? Czy ktoś patrzy? Śmieje się? Podnosisz pakunki i biodrem otwierasz drzwi, przez które niezręcznie się przeciskasz. No bo jak masz to zrobić? przecież nikt ci nie pomoże, nie przytrzyma drzwi. Musisz sobie jakoś poradzić.
Ok, udało się! Idziesz na górę, na trzecie piętro. W podobny sposób otwierasz drzwi do swej kawalerki. Ale tego już nikt nie widzi i nie czujesz się już tak śmieszny i niepewny. Wchodzisz i zdejmujesz buty. Kładziesz torby na szafce. Zamykasz drzwi na dwa zamki. Dokładnie. Żeby nikt nie wszedł. Żebyś był bezpieczny.
Wchodzisz do ciasnego pokoju, w którym wita cię cisza. Każda rzecz leży tam, gdzie ją położyłeś. Jest czysto, bo dbasz o to, żeby w twym mieszkaniu panował porządek. Niemal sterylny. Nie masz nawet kota czy kwiatów. Za dużo z nimi kłopotu. Samotność jest bezpieczna. Jest schludna i poukładana. Nie trzeba się starać o podtrzymanie rozmowy, o ładny wygląd czy nawet zwykłą uprzejmość. Nie traci się czasu na czekanie, aż łazienka się zwolni, nie trzeba walczyć o władzę nad pilotem telewizyjnym, no i nie natyka się na brudne skarpetki na podłodze, czy, nie daj boże, bieliznę!
A więc robisz sobie i tylko sobie kolację, a do niej dodajesz kieliszek białego wina. Nastawiasz jakiś ciekawy film i jest ci dobrze. Jak mogłoby nie być? Z jednego kieliszka robi się drugi, potem trzeci i czwarty, i ani się obejrzysz butelka jest pusta. Czujesz lekki szmer w głowie i lekkość w całym ciele. Patrzysz na swoje ręce. Są wilgotne. Nie wiesz dlaczego. Spoglądasz na nie jeszcze chwilę. Kolejna łza rozbryzguje się na ich powierzchni? A potem następna i następna?
Ten krótki wstęp obrazuje jeden z wielu wymiarów samotności. Wynikają z różnych przyczyn. Każdy samotny człowiek ma swoja własną, niepowtarzalną historię. Każdy człowiek jest inny, więc również inna jest jego samotność. Nie będę więc rozwodzić się nad jakimś konkretnym jej przejawem, postaram się zastanowić nad zjawiskiem ogólnym. I nie bez przyczyny nie używam tu słowa "zgłębić", bo czyż można zgłębić samotność? Zwłaszcza, że ona sama jest niejako "otchłanią bez dna", enigmą?
Wielu filozofów, myślicieli, poetów, pisało o samotności. Oczywiście doświadczali jej w swym życiu, gdyż "samotność jest mistrzynią mądrości", jak pisał Mickiewicz. Wg mnie, najpiękniej i najtrafniej określił ją Franz Kafka: "Jesteśmy opuszczeni jak zabłąkane dzieci w lesie. Kiedy stoisz przede mną i patrzysz na mnie, co wiesz o moich bólach i co ja wiem o twoich? A gdybym padł przed tobą na kolana i płakał i opowiadał, co wiedziałbyś o mnie więcej niż o piekle, które ktoś określił ci jako gorące i straszne? Już dlatego my ludzie powinniśmy stać naprzeciw siebie tak zamyśleni i współczujący, jak przed wejściem do piekła?. Bo czyż człowiek jest w stanie naprawdę przeniknąć i zrozumieć drugiego człowieka? Czy może poznać prawdę o nim? Wniknąć w jego umysł i duszę? Oczywiście, że nie. A więc każda jednostka jest z góry skazana na samotność. Każdy dzień jego życia jest obciążony jej piętnem. I, jak wiadomo, umieramy również samotnie. Podobnie jak zwierzęta. Choć zawsze musi się znaleźć ktoś, kto przysypie warstwą ziemi nasze szczątki.
Samotność! Jakże często nas dotyka. A jeszcze częściej lubimy o niej mówić, narzekać na nią, niemal chełpić się nią. Stanisław Jerzy Lec pisze: "Samotności - jakaś ty przeludniona!" - i pewnie sporo w tym prawdy. Wg psychologów jest to: "Zjawisko subiektywnie odczuwane, stan emocjonalny człowieka wynikający najczęściej z braku pozytywnych relacji z innymi osobami". Najnowsze badania natomiast stwierdzają, że "w dużych aglomeracjach wzrost samotności powodują warunki wymuszające sztuczność i płytkość interakcji międzyludzkich". No tak, to nawet logiczne, jesteśmy tak zabiegani, zestresowani, zaabsorbowani własnymi sprawami, że nie mamy czasu ani nawet ochoty na spotkania ze znajomymi. Zmęczeni ciężką pracą marzymy już tylko o odpoczynku. Trochę to przykre, że nawet rozmowa z kolegą czy koleżanką nas męczy, staje się wysiłkiem, który wydaje się zbędny i nieprzyjemny.
Dla własnej wygody odgradzamy się od ludzi szczelną zasłoną obojętności (choć to takie banalne określenie!). Jesteśmy zbyt leniwi, by podtrzymywać szczere i bliskie relacje z innymi. Niestety jest to błędne koło, bo jednak jesteśmy zwierzętami stadnymi, i prędzej czy później zapragniemy obecności drugiego człowieka. Tylko, że wtedy może już wokół nie być nikogo. Kiedy na płacz i skargi drwiąco odpowiada jedynie cisza, nasza samotność staje się niezgłębionym morzem katuszy. Chowamy swą twarz w gęsty mrok, by jej skrzywiony bólem wyraz nie przyprawił nas o szaleństwo. A ono czyha. To chyba Cioran powiedział, że "człowiek cierpiący na bezsenność jest siłą rzeczy teoretykiem samobójstwa". Pomyślmy: samotność, cierpienie, ciemna noc - wszystko pasuje do tragicznego równania.
Czasy w których żyjemy dostarczają nam wielu ułatwień. Bardzo dobrze, że możemy iść do sklepu i kupić sobie gotowe jedzenie, podzielone na zgrabne porcje i ładnie opakowane w kolorowe pudełka. Świetnie, że po całym dniu pracy możemy włączyć swój ulubiony program w telewizji i posłuchać audycji o interesujących nas sprawach. Internet tez jest genialny, bo bez problemu komunikujemy się poprzez maile czy na popularnym gadu-gadu. I tu jest paradoks. Coś, co potencjalnie powinno zbliżać nas do ludzi, ułatwiać kontakt ze światem, oddala nas od niego. Zapatrzeni w szklane ekrany, zapominamy o realnym świecie, o prawdziwych ludziach. W jakiś sposób pozbywamy się również odpowiedzialności za nich. Taki bezosobowy kontakt wydaje się łatwy i niegroźny. Nie wywiera na nikogo wpływu. A ludzie, i również my sami, toną w morzu anonimowości i bezosobowości.
To straszne, że wcale sobie tego nie uświadamiamy. Kiedy natrafiłam na takie stwierdzenie na jednej ze stron internetowych, jakoś tak dziwnie zaalarmowana, pobiegłam do drugiego pokoju, gdzie była moja siostra. I rzeczywiście. Kiedy ja spędzałam czas przed komputerem, ona oglądała coś w telewizji. Chwile z nią porozmawiałam, chyba tylko po to, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, i zaraz wróciłam do pisania. Moje sprawy są przecież najważniejsze, szkoda czasu. Ten cywilizacyjny nawyk, niestety, nie tak łatwo zmienić. Grzech egoizmu króluje!
Czasem oczywiście musimy pobyć sami, by np. skupić się na jakiejś pracy lub po prostu odnaleźć siebie pośród przytłaczającego chaosu świata. Jak ktoś mądry zauważył: "Rzeczywistość - jej odbiór jawi się dopiero przez odosobnienie". Ale musimy ją sobie dawkować, gdyż bywa także niebezpieczna, bowiem: "Najkrótsza droga do obłędu wiedzie przez samotność". Gdy własna sytuacja jawi się człowiekowi jako beznadziejna, gdy czuje się on bezradny, samotność może mieć "charakter destrukcyjny". Często prowadzi do dezintegracji osobowości, wzmaga podatność na zaburzenia psychiczne. "Stan chronicznej samotności uruchamia mechanizmy obronne, mające na celu redukcję cierpienia, lęku i bólu. Należą do nich: zaprzeczenie, tłumienie, wyparcie oraz różne formy uzależnienia." Czynniki, które zwiększają prawdopodobieństwo poczucia samotności, to m. in.: niska samoocena, brak zaufania do ludzi, słaby rozwój umiejętności komunikowania się. To wszystko tak mądrze brzmi. Jak wszelkie teorie. Lecz to "praktyka samotności" jest tym, co nie podlega żadnym regułom. Nie można nauczyć się jej przeżywania. Zawsze jest ona zaskoczeniem i zagadką. Nie umiemy sobie z nią radzić, nawet jeśli jest nam znana tak dobrze, jak własna twarz. Choć zagłuszamy ją zaśmiecając czas błahymi sprawami, świetną płytą, ciekawym filmem, nowym ciuchem lub wciągającą lekturą, choć odgradzamy się od jej świadomości mnóstwem przedmiotów wypełniających "lukę", ona prędzej czy później wykrzyczy nam do ucha swą przejmującą serenadę, ukaże twarz łudząco podobną do naszej.
Samotność to także pewien "styl życia", świadomy wybór, konieczność, nieumiejętność współistnienia z kimś. Taka samotność nie jest stanem odczuwanym jako coś przykrego. Są osoby, które nie potrafią inaczej funkcjonować, np. "proces twórczy" wymaga fizycznego odosobnienia, rozumianego jako zewnętrzny aspekt samotności (pozostawanie bez ludzi). Borys Pasterniak pisze, że "Prawdy szukają tylko samotnicy". Jest to charakterystyczna cecha ludzi sztuki. Jak wiele inspiracji i pomysłów nie zaczerpnęliby z otaczającego świata, z przebywania pomiędzy ludźmi, z obserwowanego, nieustannego strumienia życia, ich praca, pasja tworzenia, nie będzie miała innych świadków prócz ciszy i nieskończonych zwątpień w sens działania. Ile by nie doświadczyli "odmiennych stanów świadomości", ile by nie skorzystali z atrakcji, które podsuwa im świat, na końcu i tak pozostaje mały pokój i biała kartka na środku biurka. Wtedy wszystko się krystalizuje, nabiera sensu i określonego kształtu. Jeśli tylko nikt nie przeszkodzi, może coś się urodzi, może nawet jakaś genialna myśl! No właśnie, pisanie jest pisaniem, malowanie malowaniem, komponowanie komponowaniem, tworzenie zawsze musi być samotne, żeby było prawdziwe. Absolutna prawda dokonuje się bez widzów i jest prywatną sprawą każdego człowieka. Sami zdecydujemy czy będziemy chcieli się nią z kimś podzielić?
Afirmacja samotności jest czymś rzadkim, niemniej jednak się zdarza. Ludzie od tysięcy lat oddalają się od zbiorowiska, by w pojedynkę zgłębiać tajemnicę swego ducha. Już z Biblii dowiadujemy się, że Bóg objawia swe zamierzenia wybrańcom na pustyni, w zupełnym odosobnieniu. W jakiś sposób dusza ludzka nabiera "ostrości widzenia" po przejściu przez granicę samotności. To dzięki niej potrafi on nauczyć się egzystować na dwóch płaszczyznach: rzeczywistej i tej ponadzmysłowej, która jednocześnie umożliwia człowiekowi dystans do świata oraz otwiera na niego.
Również rozważać wieczność można jedynie w pojedynkę. Dlatego niektórzy czują ogromną potrzebę zamknięcia się w zaciszu zakonnych murów, by bez przeszkód oddawać się kontemplacji. Zakon oferuje odpoczynek zmysłom, nadwątlonym absurdem świata, odpoczynek duszy, łaknącej niezakłóconego kontaktu z Bogiem. Odosobnienie takie ma charakter czysto fizyczny. Człowiek rezygnujący ze styczności z ludźmi, odnajduje prawdziwy sens istnienia w rozmowie ze Stwórcą. Doznaje pociechy i wsparcia w swym zagubieniu. W klasztornej celi, oddany modlitwie, ufający Bogu, nigdy nie jest sam. Odnajduje się dzięki wierze. Zatem chwała wierzącym. Oni nigdy nie dostąpią prawdziwego zwątpienia samotności. Zazdrościć lub uwierzyć, oto jest dylemat!
Samotność człowieka skontrastowana z wiarą przywodzi mi na myśl słowa piosenki "List do M" Dżemu: "Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie przenika mnie... Wyobraziłem sobie, że nie ma Boga.." Samotni potrzebują wiary w kogoś, kto nad nimi czuwa, kto nigdy ich nie opuści. Wiara jest łaską. Wyobrażenie, że nie ma Boga, rujnuje tarczę, która chroni ich przed rozpaczą. Wiara jest opoką, na której budują swój mały świat na oceanie bezsensu.
Samotność jest smutna, trochę nawet żałosna. Samotnicy w jakiś sposób "nie radzą" sobie w życiu. Ich losy naznaczone są piętnem tragizmu. A życie przecież jest dostatecznym brzemieniem do udźwignięcia, dlaczego więc nie rozłożyć go na dwoje? Zawsze próbujemy. Zawsze i wciąż. Pragniemy nadać jakieś imię naszej samotności, imię kochanej osoby. Miłość jest lekarstwem na samotność. Przynajmniej w założeniu. Prawdopodobnie taka właśnie była idea Boga. W rzeczywistości bywa różnie. Można być samotnym będąc z kimś. Można żyć obok siebie i nawet nie dotknąć, nie musnąć swej istoty. Ale to nie jest schemat. Na szczęście zdarza się uczucie, w którym odnajdujemy (gubimy?!) siebie. Miłość idealna jest czuwaniem nad czyjąś samotnością. Troską i oddaniem, ale również zrozumieniem integralności, odmienności, potrzeb kochanej osoby. Każdy musi czasem pobyć sam. Miłość to zespolenie dwóch światów, z których każdy zachowuje własną orbitę. Jeśli prawa wszechświata zostaną zachwiane, nastąpi rozłam, kosmiczna katastrofa. Miłość zakończy żywot jak umierająca gwiazda. Wyzwolona w ten sposób energia ma niesamowitą siłę niszczącą. Czasem jeden ze światów ginie w takim ogniu.
Zapisałam sobie w zeszycie takie zdanie: "Odkąd cię pokochałem, moja samotność zaczyna się dwa kroki od ciebie"(autor-niejaki Jean Giraudoux). Piękne. Ale jakże niebezpieczne. Gdzieś na końcu tych słów czai się tragedia. Czemu ludzie aż tak kochają? Czemu składają swoje życie w ofierze? ?Kochać to wyrzec się własnej siły? jak pisze Milan Kundera. Nie wiem jak innych, ale mnie to przeraża. Niestety, myślę, że jedyne antidotum na samotność jest równie groźne jak choroba. Może kiedyś ktoś wyprowadzi mnie z błędu (jeśli się mylę).
Interakcja z ludźmi zmusza nas do odgrywania jakiejś roli, do zakładania maski (Gombrowicz). Samotność jest "ukryciem się w sobie", jest zdolnością jedynie istot myślących, reakcją wobec zawłaszczających popędów tłumu. Jest sytuacją egzystencjalną, wpisaną w życie człowieka. Samotność jest nam potrzebna, byśmy pozostali sobą, człowiek samotny nie musi niczego udawać. Świetnie określają to słowa piosenki "Długość dźwięku samotności" zespołu Myslovitz: "I nawet kiedy będę sam, nie zmienię się, to nie mój świat. Przede mną droga, którą znam, którą ja wybrałem sam". Podążajmy tą drogą! Sami lub w doborowym towarzystwie, lecz zawsze własną, świadomie wybraną ścieżką.
Emil Cioran pisał, że "Są dwa sposoby odczuwania samotności: gdy czujesz się sam na świecie i gdy odczuwasz osamotnienie świata". Myślę że jest ich o wiele więcej. Podsumowując rozważania o samotności, choć ani to koniec, ani zamknięcie tematu, przytoczę pewne wersy. Mówią one, jak wiele twarzy ma samotność, słowo, które, tak jak w życiu, pojawiło się w tej pracy może zbyt wiele razy.
"Samotność, która jest wyciszeniem,
Samotność, która ciąży.
Samotność, która jest przerażeniem.
Samotność, która jest upokorzeniem.
Samotność, która jest wyzwaniem.
Samotność niejedno ma imię."
Iwona Urbańczyk
|
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.
Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.
Brak ocen.
|
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|