Pewnie zdążyliście się już stęsknić za marudą. Albo i nie. To "nie" jest bardziej prawdopodobne, maruda nie ma wątpliwości. Cóż jednak poradzić na to, że zima, choćby taka nietypowa, jak tegoroczna, jest czasem przestoju, czasem nudy, monotonii i marazmu. Zwłaszcza tu, zwłaszcza na tzw. prowincji (czyt. wsi). Toż i marudzie udziela się ten sam nastrój, co i wam wszystkim. Chodzi sobie tu i tam, załatwia nieciekawe sprawy, obserwuje i podsłuchuje ludzi, i myśli sobie - co by tu, jak by tu, o czym by tu? Ale nijak nie natrafia na temat godny waszej uwagi. Bo, że "Hobbit" w opoczyńskim kinie ma być, że pomysły na rozpoczęcie roku pańskiego 2014 kiełkują, postanowienia, pomnożone niedawno, kurczą się w swej liczbie, karleją, choćby takie o rzuceniu palenia, bo przecież fajki mają zdrożeć o kolejną złotówkę - czy to znów takie interesujące?
Maruda o tej porze roku, po prostu, zwyczajem niedźwiedzi, zakopuje się w swej norze, w książkach, w przemyśleniach, z których nic nie wynika, prócz, jak widać, takich marudnych felietonów. Żałuje też, że nie okazujecie mu trochę zainteresowania, widać niegodzien. Się sądziło, się chciało - powtórzę za Stachurą, kto zna, ten zrozumie, że ponarzekamy sobie wspólnie o tym i owym, o naszej nieszczęsnej na tym padole łez bytności. Może i korzyści z tego żadnej by nie było, ale ponoć Polak taki już dla siebie plan ułożył, że mu to narzekanie ulgę w cierpieniu egzystencjalnym przynosi. A nóż pojawiłoby się światełko w tunelu, a nóż coś by się urodziło z tego dobrego ?... Nie posądzajcie tylko marudę o jakieś skłonności masochistyczne (zresztą, posądzajcie jeśli chcecie), o altruistyczne zapędy stworzenia grupy samopomocy psychicznej. Niech takaż myśl nawet do głowy wam nie przyjdzie. Maruda również Polakiem z krwi i kości jest, toż mu łatwiej i radośniej przez życie iść wiedząc, że nie on sam cierpi katusze istnienia.
Ale, ale, się zapędzilim w zarośla i chaszcze. A tu konkretnym trzeba być i rzeczowym. Inaczej wyśmieją, zadepczą, oplują. To nie miejsce, nie kraj dla marzycieli, prawda? Tu rządzą te same prawa rynkowe, co wszędzie - kto sprytniejszy, sprawniejszy, praktyczniejszy, temu chleba nie braknie. Dla reszty jeno okruchy ze stołu za ucztę robić mają. I dobrze, i pięknie, zachowane prawidła, porzekadła, mądrości narodowe.
Tylko jeszcze by się chciało człowiekowi w oczy spojrzeć i dostrzec tam, być może głęboko ukryte pod hałdami ironii i sceptycyzmu, małe ziarenko sumienia, współczucia, troski o coś więcej, prócz wygodnej posady, dodatków i premii, wyjazdów, urlopów, pełnej lodówki, modnych sukienek, krawatów, fryzur, lakierów, gorsetów. Chciałoby się - powtórzę za Stachurą, który ponoć z psiej miski jadał. I to nie dlatego, że zachciało mu się wyjść z własnej skóry, umniejszyć, poskromić ludzką pychę, zasmakować zwierzęcej pokory względem spraw ostatecznych, ale dlatego, że zwyczajnie był głodny, a nic innego w zasięgu wzroku nie znalazł. Ten, być może nie ostatni, ale sztandarowy, przedstawiciel ginącego gatunku, przemierzając wiejskie drogi w sfatygowanych butach, w wysłużonej kurtce i z kurzem na ustach, doskonale wiedział, jak smakuje człowieczeństwo. I z tą myślą was, moi drodzy, zostawiam. Krystyna Zorka |