W zeszłym tygodniu w gminie Białaczów odbyły się dwa wydarzenia kulturalne. Używając słowa wydarzenia, mam wewnętrzne przeświadczenie że były to imprezy ponadprzeciętne,ambitne i z wyrazem. Czy wychodziły naprzeciw oczekiwaniom społecznym?-to już kwestia odbioru każdego z nas. Pierwsze wydarzenie, zorganizowane przez Bibliotekę Publiczną w Białaczowie i jej Dyrektor Panią Izę Wiktorowicz, miało charakter montażu słowno muzycznego i było dedykowane mamom z okazji ich święta. Uczestnicy, co zasługuje na uwagę to, to ludzie dorośli, amatorzy z gminy Białaczów, Najmłodsi mieli 18 lat a najstarsi to członkowie Domu ,,Senior Wigor”. O ile na próbach interpretacje wierszy i piosenek przybierały odzienie szarości i smutku o tyle podczas występu w sobotę 26 maja, w artystów ale także publiczność tknęła radosna wena. Publiczność wraz z wykonawcami śpiewali refreny takich piosenek jak ,,Radość najpiękniejszych dni”(z rep. A. Jantar) w wykonaniu P.Marzeny Grzesińskiej czy ,,Uśmiechnij się mamo” (z rep. W Koconia) w wykonaniu wszystkich artystów. Inny rodzaj wydarzenia kulturalnego odbył się w niedzielę 27 maja w Wąglanach. Tam organizowany po raz 37 ,,Wągliński maj poezji”, którego animatorami od tylu lat są Krystyna i Waldemar Józwikowie, kierowany był i jest do wąskiego grona odbiorców, czyli sympatyków poezji. Na zaproszenie organizatorów, do Wąglan , jak co roku, przyjeżdzają poeci,amatorzy z Polski i Europy. Są to ,jak w jednym z wyróżnionych wierszy autorstwa Pana Jana Gumbisza z Kielc, ludzie na wskroś wrażliwi.Dla jednych wariat, dla innych szczęśliwy. Od wielu lat jestem obecny na podsumowaniu tego konkursu (bo jest to forma konkursowa z nagrodami pieniężnymi i rzeczowymi) i wydaje mi się że formuła tego święta amatorskiej poezji,wyczerpała się. Świadczy o tym znikoma ilość widzów. W tym roku jak i w latach poprzednich więcej było gości zaproszonych niż odbiorców, do których to wydarzenie kulturalne, finansowane także z funduszy gminnych, jest kierowane. W większości twórczości, poetów amatorów, dominuje patetyczny ton,opisy przyrody i tęsknota za młodością. Dlatego na moją uwagę zasługuje laureat III nagrody Pan Mikołaj Folta ze Stalowej Woli, który w swojej twórczości skupia uwagę (w metaforach jak i podczas przedstawiania wierszy) na swojej muzie czyli żonie. W trakcie wręczania nagród odbył się recital Pani Elżbiety Krajewskiej-Al Khouri, także przewodniczącej jury tegorocznego konkursu.
W ocenie autora tego felietonu, poziom wykonawczy piosenek i poezji, specjalnie przygotowanych na ten dzień,był ponad przeciętny. Artyści, amatorzy udowodnili części społeczeństwu (zwłaszcza malkontentom i prześmiewcom) że jak się ma tylko dobrą wolę i po trosze odwagi i talentu, to można stać się dawcą kultury , pisanej choćby przez małe ,,k”.
Niestety, Pani Elżbieta, obdarowana fajnym, ciepłym sopranem, swoją interpretacją piosenek z repertuaru artystów ,,Piwnicy pod Baranami”,w aranżacji towarzyszącego jej także zdolnego pianisty utrwaliła już panujący stan powagi, smutku, żalu. Wydarzenie artystyczne według oceny autora zasługuje na kontynuację ale także pomoc fachowców w dziedzinie opraw artystycznych.
Zbigniew Szpoton
W załączeniu (czytaj więcej) tekst Pani Elżbiety Krajewskiej-Al Khuri, odnoszący sie do mojego felietonu.
Rozszerzona zawartość newsa
Echa Wąglańskiego Maja Poezji
i innego wydarzenia kulturalnego na białaczowskiej ziemi
w bardzo subiektywnym odniesieniu do „Mało obiektywnego felietonu”
Czasem zdarza mi się napisać krótką informację dotyczącą udziału moich uczniów w okolicznościowych imprezach, po to tylko, by ich talent, praca i zaangażowanie w życie naszej lokalnej społeczności nie przechodziły bez echa. Nigdy natomiast nie komentuję publicznie wydarzeń, które mają okazję w tej przestrzeni zaistnieć, bo zwyczajnie nigdy nie śmiałabym tego uczynić. Któż nam bowiem daje do tego prawo... Nie uważam też, by nasze prywatne, subiektywne przecież oceny, mogły kogoś obchodzić. Zwłaszcza takie, które nie mogą wnieść niczego dobrego, budującego, a stanowią tylko czczą paplaninę. Lepiej wtedy, by każdy zachował je dla siebie... No, chyba, że rzecz obraża kogoś lub dotyczy niewłaściwego wykorzystania publicznych pieniędzy. W podobnych sytuacjach powinniśmy reagować naszym głośnym i stanowczym sprzeciwem....
Więc, pomimo tego, iż moja praca zawodowa nieodłącznie wiąże się z oceną i mojej osoby, i dokonywaną przeze mnie oceną uczniów, to nie lubię oceniać. Zawsze staram się mieć baczenie na to, by tą oceną nie tylko nikogo nie skrzywdzić, ale przeciwnie – dodać mu skrzydeł. Zawsze obserwuję twarze uczniów, kiedy informuję ich o otrzymanej ocenie i serce we mnie rośnie, gdy widzę na nich uśmiech... Ale taka postawa wymaga nie tylko doświadczenia, odpowiedzialności za kształtowanie osobowości innych, dobrej znajomości psychologii, ale i spojrzenia sercem na drugiego... A więc tylko i aż bycia Człowiekiem...
Pan Zbigniew, jako samozwańczy kronikarz naszych gminnych dziejów, od kilku już lat stara się czujnym okiem obserwować i relacjonować. Stara się więc bywać tam, gdzie niekoniecznie potrzeba serca go wzywa, ale gdzie kronikarz materiały zbierać może na „felietony” do swojej kroniki, elektronicznej oczywiście! I aż szkoda, że z takim doświadczeniem, po tylu analizach zdarzeń i wydarzeń kulturalnych przez małe czy duże „k” pisanych, nie potrafi wykorzystać swoich spostrzeżeń, by od opisu przejść do działania. A właściwie do działań, które mogłyby wiele dobrego i pięknego zarazem wnieść w życie naszej społeczności, by „nie odziewała się tylko w szarość i smutek”...
Bo jak jest, to każdy widzi... Tylko już mało kto godzi się poświęcić bezinteresownie, czy też we wspólnym interesie swój czas, służyć swoim doświadczeniem i pomocą, by działo się lepiej...
Nawiązując do pierwszego wydarzenia, do którego odniósł się w swoim felietonie Pan Zbigniew uważam, pewnie jak większość z nas, że to wspaniałe, że przy minimalnych nakładach finansowych, ale za to przy niewspółmiernie dużym zaangażowaniu kilkunastu uzdolnionych osób – artystów amatorów, z inicjatywy Izabeli Wilk, kierownik naszej Biblioteki Publicznej, udało się stworzyć piękny montaż słowno- muzyczny, poświęcony Tym, którym wszyscy dziękujemy za uśmiech, serce, poświęcenie, za życie... za wszystko. Można by wymieniać tak jeszcze długo... To wspaniały ukłon w kierunku naszych Mam, także i Tej Niebieskiej – Matki Boga i nas wszystkich.
„Na próbach interpretacje wierszy i piosenek przybierały odzienie szarości i smutku...”(cytat z rzeczonego felietonu). Czemu już wtedy Pan Zbigniew nie zdecydował się na wprowadzenie weselszego akcentu. Już wtedy pojawiłyby się wszystkie barwy światła... Może należało wymienić wybraną przez siebie piosenkę, ładną, ale rzewną przecież, na jakąś z humorem. Kabaretową na przykład. To nic, że nie pasowałaby. Ale za to wesołość gwarantowana już od samych prób, a nie dopiero cudem wykrzesana w czasie występów. Pan Zbigniew pozostał jednak przy „Tobie Mamo...” Piękne i wzruszające są jej słowa. Dobrze ją znam... Uczyłam jej kiedyś gimnazjalistów i wtedy nie tylko w moim oku łezka się zakręciła. Uważam, że trafny wybór na tę okoliczność, pomimo tego, że wykonując ją musiał Pan Zbigniew aż trzy razy w kolejnych refrenach wyśpiewać „ Tobie Mamo za skrywany smutek i żal... Tobie Mamo za Twój uśmiech poprzez łzy...”, do czego nie bez powodu nawiązuję. Gdyby tylko postarał się on bardziej zaangażować, włożył całe swoje serce w interpretację, tak jak to zrobili pozostali wykonawcy, nie zliczyłby wtedy tych uśmiechów poprzez łzy na widowni. A tak - tylko „smutek i żal” zapadły - na o wiele za długo- i to w serce samego wykonawcy. Powinniśmy nauczyć się, by takie destrukcyjne uczucia jak najszybciej od siebie oddalać, odrzucać... Jednak bez próby przerzucania na coś, czy na kogoś...
Bo oto kolejne wydarzenie, wiele godzin później – Podsumowanie Wąglańskiego Maja Poezji, do którego w swoim felietonie odnosi się Pan Zbigniew... I co? No nic, tylko, jak pisze kronikarz, „smutek i żal” i jeszcze „stan powagi, który niestety pani Elżbieta – czyli ja - utrwaliła swoją interpretacją utworów do muzyki Koniecznego”. Szkoda, że Panu Zbigniewowi nie udało się dostrzec i odczuć ciepła słów, pogody myśli, zadumy i refleksji. Spotkania poetyckie to już do siebie mają, że są na przeciwnym biegunie niż wieczory kabaretowe, na których można „zrywając boki” odreagować stres, poczuć się lepiej, uświadamiając sobie, że skoro potrafimy się jeszcze z siebie śmiać, z własnych przywar, to nie może być aż tak źle, jak myślą niektórzy... Dobrze tylko, gdy mamy świadomość, że śmiejemy się „na kabaretach” z siebie, bo w każdym z jego bohaterów jest trochę z nas samych.
Wiem też, że remiza strażacka i pora niedzielnego rodzinnego obiadu, którego tradycja w naszej kulturze jest przez większość z nas na szczęście zachowywana, to nie najlepsze okoliczności ani miejsca, ani czasu, na organizację takiego spotkania. Ale niestety, tupanie nużkami z pretensami do losu, że nie dał pałacu (dosłownie i w przenośni) to postawa mocno niedojrzała... Trzeba umiejętnie wykorzystać to, co się ma, doceniać ludzi, których los stawia nam na drodze, dbać o relacje z nimi i tym samym ciągle uczyć się żyć mądrze, pożytecznie, pięknie... Nie od dziś „krawiec kraje, jak mu materii staje...” Więc bardzo się cieszę, że mimo tych i innych przeciwności, udało się nam, wprowadzić i zachować odpowiedni do okoliczności nastrój.
Po uroczystym otwarciu spotkania, powitaniach i podziękowaniach, przyszła pora na najważniejszą część – odczytanie protokołu Jury i nie mniej uroczyste wręczanie przyznanych nagród i wyróżnień... Były nimi piękne puchary, medale, dyplomy i książki, w tym także ta, stanowiąca pokłosie tegorocznego, 37 Maja Poezji. To bardzo piękne i wzruszające chwile, dla wszystkich laureatów. Każdy z nich miał okazję zaprezentować próbkę własnej twórczości, czytając wybrane wiersze.
Niespodzianką dla laureatów był przygotowany przeze mnie i Michała Boćka recital. To dlatego, na moją prośbę, nie ujęto go oficjalnym programie. Z prawdziwą przyjemnością i z ukłonem w kierunku autorów zaprezentowałam ich wybrane wiersze, wplatając je między poezję śpiewaną do muzyki Zygmunta Koniecznego i Grzegorza Turnaua. Wplatając je nie przypadkowo, ale tak, by utwory korespondowały ze sobą. Wszystkie piękne, a każdy trochę inny w nastroju. Cieszę się, że udało mi się wydobyć piękno i głębię słów tych prostych, ale refleksyjnych wierszy wybranych z nadesłanych na konkurs. Pojawiły się między nimi także dwa piękne, liryczne wiersze Hanny Marii Koperkiewicz, poetki z bogatym zbiorem własnych utworów (bo wybór Jej osoby do prac Komisji Konkursowej nie był przypadkowy). Gdybym tylko wiedziała, że w tym jednym małym sercu ciągle i tylko „smutek i żal”, może zaradziłabym jakoś temu. Bo każdy uczestnik spotkania, nasz kronikarz również, miał dość szeroką gamę uczuć do których mógł przylgnąć.
I to nie na „fajnym, ciepłym sopranie”, jak pisze On w swoim felietonie, powinien był się skupić, ale na interpretacji właśnie... Bo, by dostrzec piękno słów, trzeba się w nich zanurzyć, trzeba u źródła – włożyć serce w interpretację, a przy odbiorze- otworzyć swoje serce, spróbować chociaż zrozumieć znaczenie i samych słów, i ciszy między nimi... A muzyka tak wspaniałych kompozytorów jak Konieczny, Turnau, w połączeniu z Poezją Tuwima, Osieckiej, Fabera czy Roztworowskiego i piękna jej interpretacja nieprzeciętnie uzdolnionego pianisty – Michała Boćka... Cóż - prawdziwa pieszczota dla ucha i uczta duchowa. Oczywiście, dla tych, co kochają taką Muzykę, co kochają Poezję... Ale to tacy- w większości- uczestniczyli w spotkaniu... Bo przecież każdy z nas i to na szczęście, może przebierać w obiektach umiłowania. A i imprez majowych krocie, jak kwiecia na łące...I dobrze, że tak jest!
Różnorodna była też tematyka prezentowanych przez laureatów wierszy, choć, jak trafnie Pan Zbigniew zauważył, „ w większości twórczości dominowały opisy przyrody i tęsknota za młodością”. Ale to przecież takie powszechne... Sami możemy- i to na żywo - napawać się pięknem otaczającej nas przyrody, zwłaszcza, kiedy ta w majowym rozkwicie... Za majem życia też nie jeden z nas tęskni... „Dlatego na uwagę moją – pisze Pan Zbigniew – zasługuje laureat (…), który w swojej twórczości skupia uwagę na swojej muzie, czyli żonie”. A może lepiej wybrzmiałoby na muzie, czyli swojej żonie?... A to dopiero mało popularne!... Żona- muzą... I to w dodatku... swoja...
Mnie też urzekła twórczość tego laureata, ale moja uwaga, jako Przewodniczącej Komisji Konkursowej tegorocznej edycji Wąglańskiego Maja Poezji, skierowana była na nieco inne tory... Choć to, dzięki czemu twórczość tego poety zasłużyła na uwagę Pana Z., też dziwić raczej nie powinno... No, mnie bynajmniej nie dziwi.
Po tej bardziej uroczystej i podniosłej części spotkania przyszła pora na swobodną, bardziej otwartą a nawet wypełnionej wesołą konwersacją. Organizatorzy zaprosili bowiem obecnych na biesiadę. Ale nim wszyscy zasiedli do wspólnego stołu był czas na rozmowy o poezji, o tym, co się właśnie zadziało. Czas na wymianę spostrzeżeń i opinii. A wszystko w miłej, pełnej serdeczności atmosferze. To właśnie obecni tam ją tworzyli. Organizatorzy, poeci i inni goście... Ludzie z pasją, inteligentni, o bogatej osobowości, wrażliwi... Wrażliwi na piękno, skromni, ale otwarci na innych. I na ten czas nasza remiza zamieniła się w kuluary...
Zgadzam się natomiast w zupełności z Panem Zbigniewem, że to „wydarzenie artystyczne zasługuje na (…) pomoc fachowców w dziedzinie opraw artystycznych”. Impreza, jaką jest - w obecnej nazwie- „Podsumowanie Wąglańskiego Maja Poezji” ma już swoje klimaty, jakie tworzą jej pomysłodawcy i wieloletni organizatorzy w osobach Państwa Krystyny i Waldemara Jóźwików. Ma swoje miejsce w kalendarzu imprez kulturalnych nie tylko regionu, ale Polski i... świata... Świata rozsianych po całym globie polonijnych poetów amatorów i nie tylko amatorów. Nie jest prawdą, że, jak pisze Pan Z., formuła tego święta amatorskiej poezji wyczerpała się, bo rokrocznie na adres Towarzystwa Przyjaciół Wąglan nadsyłanych jest około dwóch tysięcy wierszy konkursowych, autorstwa kilkuset poetów z kilkunastu krajów... Inną rzeczą może być natomiast to, że dla autora „ Mało obiektywnego felietonu”, to zupełnie obce klimaty i potrzeby... Więc po co tam zaglądać?... I to regularnie, od kilku lat, jak sam twierdzi... Tylko dla krytyki? To takie niskie... Impreza zasługuje na wsparcie i to nie tylko finansowe, zarówno włodarzy gminy i regionu, jak i „fachowców w dziedzinie opraw artystycznych”... Więc może by tak lepiej wesprzeć, choćby dobrą radą... Albo podsunąć fachowców, najlepiej jeszcze takich, którzy, tak jak my amatorzy, nic nie uszczkną z funduszy gminnych przeznaczonych na wsparcie finansowe imprezy. Za to, również jak my, do swojego zaangażowania dorzucą serce i uśmiech...
Jeśli komuś udało się doczytać do końca moje, jak to mi wyszło niechcący, trochę przydługie odniesienie się do felietonu Pana Zbigniewa, który to felieton może nawet nie był wart zaprzątania sobie nim głowy, to bardzo dziękuję za poświęcenie na to swojego czasu. Panu kronikarzowi życzę: Mniej słów, a więcej uśmiechu, pogodnego nastawienia do świata, życzliwości do ludzi... Baczniejszej uwagi i uważniejszego słuchania... I jeszcze więcej odwagi... Nie takiej jednak, która pozwala siedząc w domowych pieleszach przelewać i upubliczniać własne osądy na temat rzeczy, których, niepoproszony o to, nie ma prawa publicznie oceniać, ale takiej, która pozwoli wreszcie przystąpić do wzorcowych działań. Takich, które mogłyby ubogacać naszą społeczność, a Panu Zbigniewowi przynieść więcej radości i zadowolenia niż same obserwacje i zrodzone z nich felietony do Elektronicznej Kroniki Gminy Białaczów.
I proszę mnie nie inspirować do „popełniania” artykułów utrzymanych w podobnej konwencji, bo cenię sobie swój prywatny czas, a nadto takie pisanie, to dla mnie też przecież amatorstwo...
Pozdrawiam, wierząc, że choć trochę udało mi się, przynajmniej tym artykułem, rozweselić Pana Zbigniewa, a innych skłonić do refleksji.
Elżbieta Krajewska- Al Khouri