Fragment wspomnień,,Półprostej z gitarą" Z Szpotona
Dodane przez zbigniew dnia Maj 02 2014 19:17:00
,, Postanowiłem nauczyć się grać na gitarze. W Białaczowie zachodzą dość znaczące przeobrażenia społeczno-gospodarcze, spowodowane jak myślę czasami propagandy sukcesu i wiary w lepsze jutro. Przy udziale społeczeństwa, Białaczów szykuje się do turnieju gmin. W dość szybkim tempie, w ramach tzw. czynów społecznych (dla młodego pokolenia przypomnieć należy, że czyn społeczny to spontaniczna praca mieszkańców, bez wynagrodzenia, dla dobra społeczeństwa) buduje się muszlę koncertową i odrestaurowuje starą zabytkową remizę strażacką na Gminny Ośrodek Kultury. Wówczas na tych obiektach swoją świetność przeżywał pierwszy białaczowski gitarowy zespół muzyczny pod kierownictwem nauczyciela wychowania muzycznego - Jana Kałużnego. To było coś. Jeszcze dziś słyszę melodie z repertuaru zespołu "The Shedows", wykonywane przez ów awangardowy zespół rodem z Białaczowa (Jerzy Szkoda - perkusja, Władysław Kowalski -gitara rytm. i Jan Kałużny - git. solowa).To było silniejsze ode mnie i pochłonęło mnie w całości. No ale skąd wziąć gitarę? Rodzice na pewno nie kupią, myśląc, że to kolejny mój słomiany zapał?
Z radością przyjąłem informacje, że w Gminnym Ośrodku Kultury powstaje zespół wokalno-instrumentalny. Poszedłem tam, by przyjrzeć się jak wygląda organizacja tego przedsięwzięcia. Był rok 1975. Z funduszy uzyskanych ze zwycięstwa w turnieju gmin, postanowiono zakupić sprzęt muzyczny. Zakupiono wzmacniacz typu ,,Vermona 60": z pogłosem, 2 komplety wzmacniaczy i kolumn ,,Gran?, organy ,,Vermona? (bardzo dobry sprzęt), gitary ,,Sambe", ,,Julie oraz gitarę basową i perkusję. Znalazły się też mikrofony i statywy. Teraz pozostał problem obsady. Ponieważ zajmowali się tym starsi koledzy -zapaleńcy, dla mnie, wówczas gówniarza, nie znalazło się miejsce. Nie słyszeli o mnie, ale jeszcze usłyszą - pomyślałem i poszedłem ze łzami w oczach pograć na mojej ulubionej gitarze. Nie zapominałem jednak o obecności na próbach zespołu, jako obserwator. Któregoś dnia nie zjawił się na próbie gitarzysta. Kierownik zespołu - Włodzimierz Stępniak, pozwolił mi w zastępstwie zagrać. Po próbie stwierdził, że mogę przychodzić, no i że zespół powiększy się o jeszcze jedną gitarę. Tak więc spełniły się moje marzenia. Grałem w zespole młodzieżowym w składzie: Włodzimierz Stepniak - klawisze, Bernard Paduszyński - gitara, Piotr Reszelewski - gitara basowa, Andrzej Grzesiński - śpiew, Krzysztof Jaroszyński -perkusja i ja - gitara. A propos perkusisty Krzyśka. Pamiętam jak dziś jego edukację muzyczną, a najbardziej pewnie zapamiętała ją jego matka. Do dziś pozostały na wyposażeniu kuchni pokrzywione pokrywki i popękane garnki kuchenne. Tłukł się wszędzie i o każdej porze. Też miał, tak jak ja, podobne marzenia. Graliśmy w jednej kapeli.
Narodziny zespołu to jeden z symptomów właściwego kierunku Gminnego Ośrodka Kultury, którego kierownikiem była Alfreda Zalewska. Obok sekcji muzycznej powstają inne, na miarę potrzeb. Młodzież białaczowska ma także możliwość spotykania się i rozwijania swoich zainteresowań. Na występy do GOK zapraszani są artyści estrady. Zaraz po zdaniu matury, w czerwcu 1978 roku, dostałem propozycję kierowania tą placówką kultury. Dostałem angaż instruktora kulturalno-oświatowego. Zespół muzyczny, który przyjął nazwę ,,Nautilus", przeżywał okres swojego rozkwitu. Po odejściu niektórych kolegów, zespół uzupełniają: Bogdan Raczyński, Dariusz Raczyński, Przemysław Nowak, Andrzej Dworak, Bogdan Białecki, Zbigniew Paduszyński, Tadeusz Wojewoda.
Rozszerzona zawartość newsa
Z inspiracji moich przyjaciół powstaje kabaret ,,Kontrast", w skład którego wchodzą: Piotr Kolczyński, Wiktor Biernacki, Elżbieta i Anna Nowak, Małgorzata Szmitkowska, Teresa Skatulska, Marek Sikorski, Grzegorz Paduszyński. Z własnym programem artystycznym zespół i kabaret dają występy w Żelazowicach, Wąglanach, Radwanie, Petrykozach i Białaczowie. Kolejnym wspólnym sukcesem kolegów i moim był koncert życzeń z okazji Dnia Matki. Nie zapomnę do dziś sali GOK pękającej w szwach (słuchacze także z braku miejsc wysłuchiwali naszego koncertu stojąc na zewnątrz) i wielu rzęsistych łez matek. To było coś na tamte czasy. Czasy propagandy sukcesu, a na serio naszych inicjatyw kulturalnych, przerwał stan wojenny".