Całe dziesiątki informacji dociera do mnie na zasadzie wrażeniowej. Strzępki zdań, ocen, chwilowych odkryć. I mimo sekundowego zdziwienia, które czasem mnie olśni, a o którym wiem, że jest powierzchowne i zaraz przeminie, nadal pozostaję sobą, nadal kołyszę się na tym oceanie bezsensu i chaotyczności, skupiam się na tym by trwać, nie widząc dla siebie szansy odkrycia nadrzędnego motywu istnienia, jego uzasadnienia czy choćby uczucia pasji jego doświadczania.
(c.d. w zakładce "czytaj więcej")Całe dziesiątki informacji dociera do mnie na zasadzie wrażeniowej. Strzępki zdań, ocen, chwilowych odkryć. I mimo sekundowego zdziwienia, które czasem mnie olśni, a o którym wiem, że jest powierzchowne i zaraz przeminie, nadal pozostaję sobą, nadal kołyszę się na tym oceanie bezsensu i chaotyczności, skupiam się na tym by trwać, nie widząc dla siebie szansy odkrycia nadrzędnego motywu istnienia, jego uzasadnienia czy choćby uczucia pasji jego doświadczania.
Zagłuszanie potrzeby takowego osadzenia się w świecie zajmuje memu bliźniemu większość czasu, jaki oferuje mu życie. Dostępność środków, które są ku temu zużywane jest oszałamiająca. Przyglądam się temu, choć przecież nie od zawsze widziałam to z taką wyrazistością. Gdy lęk i przejęcie minęły, pozostała już chyba obojętność na cudzy los, na który, uważam, wpływ mamy minimalny, zwłaszcza jeśli posługujemy się różnymi językami, a kontakt wzrokowy jest rzadkością tak wielką, jak prawda wyznań, których znaczenia i głębi już dawno nie pojmujemy. Niemniej jednak zawsze pozostaje jakaś enklawa, jeśli nie pod postacią grupy przyjaciół, to może choćby w formie pisania wierszy, pieczenia chleba czy dziergania koronek. Wszystko jest dozwolone, myślę, prócz dopuszczania do siebie tego co powszechne, co masowe, łatwe, przyjemne, modne. Prócz stereotypu i newsu, dwóch skrajności, wśród których rozpięła swe sidła tandeta i fałsz, wszystko inne, to co zaniechane i archaiczne, wciąż jeszcze jest ratunkiem przed odczłowieczeniem.
Zastanowienie - niby oaza spokoju, przyczynek ku opamiętaniu, pozytyw, który, choć niewygodny, wypaczający współczesny poryw ku nowoczesności, niesie ze sobą niezniszczalną myśl, zalążek, przykrytego dziś plastikiem, rozsądku. Naczelna idea wielu pokoleń filozofów, będących przewodnią siłą swych czasów. Tylko że jeden jej aspekt nie daje mi spokoju - nie zawsze racjonalizacja sprzyja utrzymaniu ludzkiej godności: emocjonalności, ideowości, romantyczności, bohaterstwa, gdyż nie zawsze ją ona obejmuje w niezaprzeczalnej potędze ścisłego określania pojętego na swój sposób "dobra". Zastanowienie, raz jeszcze, - tak, ale tylko takie, które faktycznie uświadamia zło trwonienia czasu wyłącznie na pomnażanie swych włości, wyolbrzymiania problemów wynikłych z zamknięcia się w świecie materialności, a w konsekwencji - rozpaczania nad własną niemocą jako człowieka, któremu własny los jawi się jako pasmo potwornych cierpień, zsyłanych na jego barki niesprawiedliwym wyrokiem boskiej Opatrzności. Jeśli taki paradoks będziemy w stanie pojąć, być może ten moment będzie dla nas przełomowy.
Ale to dopiero pierwszy etap na drodze samorozwoju, ten, zdaje się, który utraciliśmy na rzecz oględnie rozumianego dobrobytu. Kolejnym, ważkim dokonaniem ma być zwrócenie się do drugiego człowieka, takie normalne, ludzkie, szczere i prawdziwe, o jakim kiedyś pisali poeci, zanim moderna odebrała im szlachetne poruszenie serc. Zwrot ku przeszłości - rzekną z drwiną głosiciele postępu. A owszem - odpowiem cicho, mając nadzieję, bo na przekór wszystkiemu, wciąż ją mam, że przecież ktoś to usłyszy, zrozumie, poczuje w głębi swego wnętrza jako coś, co już tam było, a tylko drgnęło w tej jednej, słodkiej chwili, przebudzone.
I. Urbańczyk