Depresja.
Dodane przez Piotr Kolczynski dnia Stycze� 22 2014 16:49:40

Rzeczywistość, na pierwszy rzut oka, wydaje się być niezwykle okrutna. Odbieramy ją tak, ponieważ massmedia, rozdmuchane do granic możliwości, zasypują nas coraz większą liczbą informacji, których i tak nikt nigdy nie zweryfikuje, a które niosą ze sobą poczucie zagrożenia. Zagrożenia nie do końca zdefiniowanego. Zasypywani tą lawiną, przeżywający dodatkowo problemy dnia codziennego, zaczynamy gubić rytm życia, zamykamy się w sobie tworząc wokół, fałszywą zonę bezpieczeństwa. Taki nasz prywatny horyzont zdarzeń zza, którego nic nigdy nie uleci.
Tymczasem za kurtyną horyzontu zdarzeń kwitnie zwykłe życie, od którego staramy się odciąć. Tak jak przed laty człowiek staje przed podstawowym problemem : jak godnie przeżyć dzień. A to kłopot niemały w sytuacji kiedy nie znajdujemy żadnego sposobu na pozyskanie środków do życia potrzebnych. Rynek pracy, szczególnie w małych miejscowościach właściwie nie istnieje, a ten który funkcjonuje zawłaszczony jest systemem układów, z całkowitym brakiem zdrowej konkurencji. Etat ma ten, którego wuj lub ciocia ma stanowisko w urzędzie lub zakładzie pracy. Nie ważne jest wykształcenie, kultura osobista, umiejętności. Układ rządzi! Jest nieprzemakalny i niedostępny dla "gawiedzi".
Stąd rosną szeregi niezadowolonych sfrustrowanych sytuacją ludzi. Rozdygotani emocjonalnie, wiecznie wędrujący w poszukiwaniu pracy, tracą nadzieję. Pojawia się wtedy wróg atakujący znienacka - depresja. I to depresja społeczna, bo dotyczy niestety sporej grupy ludzi. Jajogłowi z "układu" mówią o takich : nieprzystosowani do nowych warunków ekonomicznych. Ale zostawmy ich z boku.
Czym jest depresja? Z definicji to szczególny stan nastroju i emocji. Uczucia, nastroje i emocje, to stan psychiczny, który określa nasz stosunek do siebie i do świata. Jest pozytywny lub negatywny. I tak, jeśli samopoczucie jest złe mówimy o smutku, jeśli gorsze o przygnębieniu, a jeśli jest całkowicie źle, to właśnie jest depresja.
Depresja pojawia się najczęściej w sytuacji beznadziejności. Przykro to mówić, ale nasze obecne czasy generują takie poczucie, aż nadto. Patrząc na otoczenie zauważamy, że przeciętny człowiek boryka się z problemami, które nie powinny go absorbować. Brak pracy, zmora dzisiejszego społeczeństwa powoduje właśnie stan beznadziejności z braku perspektyw rozwoju. Dotyczy to szczególnie ludzi młodych, którzy choć wykształceni, inteligentni, zderzają się z niechęcią ze strony pracodawców. Tym samym często tacy ludzie zasilają szeregi bezrobotnych, a w ostateczności podejmują pracę "na przeżycie" i stają się np. roznosicielami ulotek...
Każdy człowiek w swoim rozwoju wykształca mechanizmy obronne, które pozwalają mu dawać sobie radę z trudnymi sytuacjami. Przede wszystkim jest to wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Zawsze w jakiś sposób potrafimy radzić sobie z problemami. Ale czasem przychodzi moment kiedy opadają nam ręce i stwierdzamy, że dalej tak żyć się nie da! Pojawia się znużenie, niechęć do wszystkiego i wszystkich, odcinanie się od otoczenia. Pojawia się brak ochoty wyjścia z domu, leżenie w łóżku i wmawianie sobie, że "nie nadajemy się do niczego". Mimo wszystko nawet wtedy szukamy jakiegoś rozwiązania. Niestety bardzo często jest nim ucieczka w alkohol, narkotyki lub nadużywanie leków uspakajających.
Liczba ludzi, którzy przygnieceni codziennością uciekają od życia, przez ostatnie 20 lat wzrasta lawinowo. Stają się oni ponurym "memento" dla tych, którzy jeszcze potrafią łączyć "koniec z końcem", przykładem rodzącym przygnębienie. A w tej sytuacji można już mówić o pojawiającej się depresji społecznej, która dotyczy co najmniej 20% populacji.
Nie jest moim celem ustalanie jak leczyć to widmo współczesności. Chodzi mi raczej o wskazanie głównej przyczyny, pojawiającej się depresji. Bo skąd się bierze poczucie beznadziejności i braku perspektyw? Przecież w gruncie rzeczy państwo stara się zapewniać różne rodzaje pomocy dla potrzebujących. Każda gmina posiada w swojej strukturze instytucje pomocowe, które z reguły funkcjonują poprawnie, wykonując nakazane im zadania. Oczywiście można dyskutować o ilości przeznaczanych na te cele środków, ale chyba nie o to tu chodzi.


Rozszerzona zawartość newsa
Coś złego stało się w całej społeczności. Wyraźnie widać rozwarstwienie na tle dochodów. Młodzież ciągle buntująca się w imię "wolności", zwalcza jakiekolwiek próby wdrażania w nią odpowiedzialności. Nastawiona do życia konsumpcyjnie, ciągle żądająca nowej zabawy i zabawek. Dalej ludzie w wieku średnim, ciągle zabiegani, pracujący lub poszukujący pracy. Z kamiennymi twarzami, niedostępni i milczący zamyśleni jak dociągnąć do pierwszego. I wreszcie ci starzy, mało widoczni w krajobrazie. Najczęściej oczekują emerytury oglądając tandetne seriale, od których zbiera się na wymioty. Klasyfikacja krótka i przerażająca.
Winny temu jest system. System państwowości wdrożony u nas 25 lat temu. Tenże, na piedestale stawia pieniądz i zysk. Posiadanie pieniędzy stało się czynnikiem, o zgrozo, determinującym rolę człowieka w społeczeństwie. Sam człowiek zaś został uprzedmiotowiony; przestawiany z miejsca na miejsce, a kiedy przestaje być potrzebny wyrzuca go się w społeczny niebyt. Jakiekolwiek protesty, kwituje się niedostosowaniem do nowych warunków ekonomicznych i proponuje zimną pomoc, która naprawdę niczego nie załatwia. Większości udało się takie podejście zaakceptować. Odbyło się to jednak kosztem zaniku t.zw. więzów społecznych (rodzina to osobny temat). Dzisiaj każdy ogranicza swoje zainteresowania do "własnych czterech ścian", pilnie uważając, aby nie "wyskoczyć z właściwego toru" i nie narazić na przyczepienie łatki "wścibskiego szaleńca". Ludzie z społeczną inicjatywą natychmiast stają się podejrzani, bo nikt nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś może, ot, tak od siebie, zrobić coś dla drugiego człowieka.
Tym samym staliśmy się odludkami narażonymi na frustrację i depresję. Jak pisałem takie zachowania wymusza system. Trudno z tym walczyć, ale my sami nigdy nie powinniśmy zapominać o uśmiechu dla innych. Czasem naprawdę warto zauważyć kłopoty sąsiada i spróbować pomóc. Warto. Mam nadzieję, że jeszcze nie zapomnieliśmy, aby "miłować bliźniego, jak siebie samego".

Kaduk